W przerwie od szkolnych lektur , zdecydowałam się sięgnąć po powieść krótką, łatwą i przyjemną. Co prawda, nigdy nie byłam znawcą farb, płócien i pędzli, zatem byłam zaskoczona, kiedy spostrzegłam, że „Dziewczyna z perłą” to w dużej mierze także opisywanie malarstwa od kuchni.
Książka opowiada o nastoletniej dziewczynie, która po wypadku ojca zmuszona jest iść do pracy, żeby pomóc finansowo swojej ubogiej rodzinie. Trafia do katolickiego domu holenderskiego malarza, Johannesa Vermeera. Za zadanie ma pomagać swojemu panu w sprzątaniu jego pracowni, a poza tym zajmuje się zwykłymi pracami domowymi. Wkrótce jej kontakt z malarzem polepsza się, a dziewczyna coraz więcej czasu spędza razem z nim na poddaszu, gdzie pomaga mu w ucieraniu barwników, podpowiada co mógłby poprawić w swoich obrazach, aż w końcu zauważa, że Vermeer znaczy dla niej coś więcej.
Książkę czyta się całkiem szybko i przyjemnie, mimo że nie ma w niej opisanych wydarzeń, które trzymałyby w napięciu. Ot, zwyczajny obyczaj. Mimo to 'zaliczyłam' ją bardzo chętnie. Na całe szczęście nie doszukałam się literówek.
Kiedy zbliżałam się już do końca powieści, odczułam niepokojący niedosyt. Podczas lektury „Dziewczyny z perłą” cały czas czekałam na ciekawszy wątek, zdarzenie, które naprawdę by mnie zainteresowało, skupiło na sobie całą moją uwagę, lecz na próżno. Stwierdzam więc ostatecznie, że przeczytać można, ale nie jest to pozycja obowiązkowa. Polecam także obejrzeć film, ponieważ ku mojemu zdziwieniu bardziej mi się spodobał.
~Weronika